sobota, 1 marca 2014

"u rodziny" gwatemalskiej - co to tak naprawdę znaczy?

Helga z Tosią
My, Helga i córka Helgi












Okazuje sie, ze moje wyobrazenia o tym, co to znaczy nauka hiszpanskiego z pobytem u rodziny odbiegaly od rzeczywistosci, na korzysc tej ostatniej. Moze to specyfika tej rodziny, ktora prowadzi szkołę, a nie tylko gości u siebie uczniów z innej? W każdym razie po dwóch dniach gotowa bylam przedluzac tu pobyt, po trzech - gotowa jestem szukać sponsora na jeszcze dłuższy wyjazd.
Chyba łatwiej będzie zrozumieć jak to wszystko działa jeśli zacznę od opisu naszych gospodarzy. Głową rodziny, szefową szkoły i jednocześnie Wielką Nieobecną jest Gladys. Gladys (long story short) wyjechala rok temu do pracy do USA z powodów finansowych, i jej miejsce zajęła Helga, jej dwudziestokilkuletnia córka. Helga mieszka tu wraz ze swoją córką Sofią - tata Sofii, Byron, to kolejny nieobecny/obecny. Wpada mniej wiecej raz dziennie do Sofii.
od lewej: Dorita, babcia i Helga z Tosią  w kuchni
Do tego mamy jeszcze babcię, która chwilowo kręci sie po mieszkaniu ze złamaną ręką, oraz starszego wujka, ktory nie moze chodzic, zajmuje wiec pokoj najblizej lazienki, a w ciągu dnia spędza kilka godzin w ogrodzie. Duzo? Nie żartujcie :D to dopiero początek. Do tego dochodzi rodzina brata Gladys - brat Eduardo, jego zona Cindy i ich corka Andrea. Mieszkają "w domu obok", ale prawda jest taka, ze to domek na podworku, i zeby do niego wejsc, trzeba przejsc przez dom glowny. Sprawiają wrażenie oddzielnego gospodarstwa domowego, bo nie jedzą z nami posiłków. Juz macie dosc? Dołóżcie do tego jeszcze Doritę i Anitę - ktore zajmują sie domem. Dorita gotuje, Anita jej pomaga i sprząta. Te dwie jednak nie mieszkają tutaj, a jedynie przebywają całe dnie.
Na tym tle jesteśmy my - uczniowie i inne osoby korzystające z gościny - w szczególności byli uczniowie, którzy zatrzymują się tu wracając do Xeli. Chwilowo 6 osób.
Poranek dla gospodarzy zaczyna się wcześnie, Helga idzie do pracy, Sofia do szkoły, mijamy je wychodzące w drodze do porannej toalety. Koło 7 z hakiem przychodzą Dorita i Anita i zaczynają ogarniać dom po naszych wieczornych harcach i przygotowywać śniadanie. Koło 8-8.30 przychodzą nasze nauczycielki i powoli zasiadamy w ogrodzie do pracy. Kończymy o 12.30, po chwili wpada Helga z pracy i zaraz rozlega się charakterystyczne wołanie: "Familia, comida esta listo" - "rodzino, jedzenie gotowe". Po obiedzie mamy czas dla siebie, albo jakąś zorganizowaną aktywność. Pierwszego dnia spacer do centrum, na targ i odwiedziny w stowarzyszeniu Trama, dwa dni później wyjazd do Fuentes Georginas, czyli basenów termalnych (plusy terenów aktywnych sejsmicznie). Po mieście oprowadza nas Cindy, do Fuentes zawozi Eduardo (chlopaki jadą razem z nim, ja zostaję z Tosią w domu). Dzień wczesniej Eduardo, slyszac nasze pytanie o taksowkę do zoo, zaoferował się, ze nas tam zawiezie, "taryfa dla przyjaciol, 25 quetzali". Fajne w tej rodzinie jest to, ze nie ma zadnych niedomowien finansowych. Np Helga powiedziala nam na starcie, że usluga prania kosztuje 25q. Ale Dorita zabierając nasza torbe z brudami upewnia sie ponownie: "wiecie, ze pranie to koszt 25q?". Oprowadzenie po miescie gratis, wyprawa do Fuentes platna - i jest to powiedziane od pierwszego momentu.
Ostatni punkt programu dnia to kolejne "Familia, comida esta listo" - jemy kolację a potem siedzimy przy stole i rozmawiamy. PO HISZPANSKU. Mimo, ze każdy mówi po angielsku (Helga bardzo dobrze), wszyscy wiedza, jakie są zasady. A zasady są takie, ze pierwszego dnia Helga będzie z Tobą rozmawiać po angielsku, aby wyjasnic Ci zasady szkoly i zakwaterowania. I potem juz nigdy. Chocbys plakal i blagal... W efekcie nadal jestem zdziwiona tym, że wczoraj siedzialam dwie godziny, albo i wiecej, rozmawiajac po hiszpansku o historii rodziny Helgi, roli kobiety w spoleczenstwie gwatemalskim etc etc etc. Helga ma niesamowicie duzo energii, przywodzi na mysl slowko "fryga", smieje sie nieustannie i duzo gada - przy takim towarzystwie nie sposob czuc sie źle. Nawet, gdy historia kraju i rodziny, ktora sie z nami dzieli jest smutna, wydarzeniami, ktore dotykaja tu jedna rodzine mozna by obdzielic male miasteczko u nas - ale to wlasnie jest specyficzne dla Gwatemali - jesli cos dotyka, to nie tylko Ciebie, ale cala Twoja rodzine ktora Cie wspiera. Odbiera to troche wolnosci, bo decyzje ktore podejmujesz rowniez musza ich uwzgledniac, ale chyba wiecej sie zyskuje niz traci. Tym bardziej w kraju bez ubezpieczen spolecznych.
(Update: wlasnie pojawila sie druga babcia Helgi, wpadła, troche pomogla w kuchni, zostala na kolacji... Ciekawe, kto następny. Rozumiem teraz w pelni slowa sasiada z autobusu, ze tu jest cala "extended family").


Wprowadzanie posiłków Tosi wypadło w Gwatemali. Pierwsza była marchew, drugie - awokado... 

W czasie kiedy my uczyliśmy się hiszpańskiego podczas lekcji przy stolikach Wojtek... przechodził przyspieszony kurs hiszpańskiego w kuchni. Chciał się dobrać do dżemu, ale wiedział, że oblizanej łyżki nie można z powrotem wkładać do słoja. Musiał się więc nauczyć prosić o kolejną łyżkę. Cwiczenie było z powtórzeniami, bo... jak opowiedziała nam Dorita, łyżek potrzebował osiem :D


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz