wtorek, 11 marca 2014

Aaawokado i pierdzący wulkan

Earth Lodge to polaczenie plantacji awokado i miejsca do przenocowania, zalozone przez bodajze kanadyjsko-amerykanska pare. Po dlugich wahaniach wizyta tutaj wygrywa z odwiedzinami na plantacji kawy, piszemy wieczorem maila i raz-dwa-trzy wszystko jest zalatwione i o 10.30 rano czeka na nas pod hotelem kierowca. Zabieramy jeszcze dwie amerykanki po drodze i ruszamy w kierunku punktu widokowego, a potem wyzej i wyzej wspinamy sie w gore. Z jednej strony widok na kolorowa Antigue, z drugiej Jocotenango - sasiednie miasteczko, ktore jak podejrzewam jest baza noclegowa pracujacych w Antigua (bo tutaj to mam wrazenie same hotele i restauracje).
Gdy wjezdzamy jeszcze wyzej rozposciera sie piekny widok na dwa z wulkanow otaczajacych Antigue. I nagle... Bums!! Z wulkanu wydobywa sie chmura dymu i pyłów. A wiec to jest Fuego... Milo nam Cie pozna, mucho gusto. Dojezdzamy do konca trasy, placimy i ruszamy dalej na piechote wzdluz zbocza (po drodze mijajac grupe kobiet robiacych pranie). I znow - bums! Idziemy dalej, zaczyna robic sie stromo a na horyzoncie znow kłąb dymu. Wojtek, wielki fascynat wulkanow od czasów bajki z Tomem i Jerrym i piratami (i wulkanem i piramidami...) bedzie mial o czym opowiadac w przedszkolu. Dochodzimy do posiadlosci, gdzie z przykroscia dowiadujemy sie, ze wlasciciel wyjechal na 2 tygodnie i w zwiazku z tym nie da sie namowic na rozmowe o awokado (i tak moj tajny plan zostania zagraniczna korespondentka bierze w łeb... Ehhh...) Mimo smetnej miny dziewczyny na recepcji i jej "wlasciwie to nie oprowadzamy" udaje mi sie wyciagnac troche wiedzy od Donalda (ktorego ulubionym daniem z awokado okazuje sie... Drink...) i kucharki :) i polazic miedzy drzewami robiac fotki.
Ale zanim to, to poprzewalalismy sie w kilku hamakach, a Wojtek poszalal na placu zabaw. Z tego co sie dowiedzialam, drzewa awokado owocuja tutaj dwa razy do roku, zbiory sa w styczniu i lipcu (ale trwaja dosc dlugo, bo 4 miesiace prawie, stad wiec wrazenie, iz sezon trwa caly rok). Ale akurat teraz dotarlismy tydzien po zakonczeniu zbiorow (czyli podobnie jak kawa?) i na drzewach sa same maluszki ktore szykuja sie na jesienne zbiory oraz kilka niedobitkow ktore umknely uwadze zbieraczy.
Wracamy do Antiguy, szukamy transportu do Huehue (Wojtek zrozumial chyba temat dosc doslownie, bo kiedy stanelismy przed jedna agencja podrozy czekajac w kolejce, moim oczom ukazal sie obrazek fachowego autostopowicza (fotki tradycyjnie po powrocie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz