środa, 5 marca 2014

Woda, wkoło woda. Tylko nie w kranie :)


Ciekawie przechodzic waskimi przejsciami miedzy hotelami mieszanymi z poletkami bananowcow i kawy. Widok na wulkany troche zachmurzony, zobaczymy, jak bedzie to wygladalo rano.
Z plażą jak na razie kiepsko, w hostelu skierowali nas do Parku Narodowego, w ktorym plaza podobno miala byc... Tak waskiego i zasmieconego kawalka dawno nie widzialam. A nie, przepraszam, jak ostatnio na Mazurach kolo babci podjechalismy na dziką plażę to tam też bylo wzdluz jeziora z 1.5m. A "plaza" miala glebokosc jakies pol metra. Ale przynajmniej w jeziorze bylo dlugie plaskie wejscie. I nie bylo smieci. A tu - smieci są (mimo ze tuz nad plaza bezczynnie czterech lokalsow pobiera oplatę), dodajmy do tego - jezioro wulkaniczne, więc nie spodziewam sie brodzenia po kolana.  Zdecydowanie nie jestesmy chętni aby zapłacić za to 10q (5pln) od lebka. Wracajac znajdujemy cos co wyglada na dzikie zejscie do jeziora. Trafiony!... A jednak nie. Plaza smierdzi, bo kolo niej zebral sie maly zbiornik wody bez ujscia, za to z dojsciem smieci. Spotykamy starszą parę z wnukiem trochę starszym od Wojtka ("nasza corka uczy tu jogi, odwiedzamy ją na 2 tygodnie, przyjechalismy z UK, jak bylismy tu rok temu to plaza byla wieksza i w porzadku, ale wody jeziora podnoszą się co roku, prawdopodobnie z powodu coraz wiekszej zabudowy woda nie ma odejscia"). Hmmm...
Wieczorem kiedy wracamy nie ma wody w naszym Hostel San Marcos. Podobno nie ma w calym miescie... Rano woda konczy sie w chwili, w ktorej siegam po szampon. Ciekawe, kiedy wyczerpiemy zapas farta na tę wyprawę...
Następnego dnia idziemy do hostelu poleconego przez sąsiadów "od pizzy" - z dostępem do jeziora. Podoba nam się bardzo, przenosimy się więc do Hostelu Al Lago, które dodatkowo oferuje dostęp do kuchni i jest tańsze. Ale o tym jutro ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz