piątek, 16 marca 2012

Troche wiecej ruchu, czyli czwartek


Czwartek zaczelismy od przeprowadzki - hotel virreyes nie dosc, ze glosny (duuuza ulica pod oknami), okazal sie miec w planie na czwartek jakies odgrzybianie czy inne cos, o czym uprzejmie informowal swoich Klientow karteczka w jezyku hiszpanskim. A poniewaz wysypka Wojtka zaczela sie pogarszac (a na liscie mozliwych czynnikow srodowiskowych znalazl sie "hotel"), uznalismy ze przeprowadzka to jest to. Dzien wczesniej odwiedzilismy dwa "hajhostele". Jeden doslownie na rogu od lekarza (czyli w dzielnicy willowej) - ale nie przypadl nam do gustu (dwa pojedyncze lozka zamiast doble, dosc drogo, i szef jakis taki... Nie taki). Drugi to hostel suites DF, ktory wybralismy. Duzy pokoj, z podwojnym lozkiem oraz dodatkowym pojedynczym, za 380 peso ze znizka hajhostelowa (byly jeszcze pokoje z tv za 500...) Fajny, dosc nowoczesny (z rozpoznawalna posciela z Ikei...) wystroj, mila obsluga, kolo kuchni przytulna jadalnia i wspolna przestrzen z malym tarasem. Spacerem od stacji metra Hidalgo, dluzszym spacerem (30min?) od historycznego centrum. Polecamy.
Sasiednia ulica okazuje sie zaglebiem jedzeniowym pory sniadaniowej. Wiec po przeprowadzce lancz, podczas ktorego znow rzucaja sie w oczy roznice kulturowe. "Czy chcecie cos do picia?" "A czy ma Pani sok?" Tu widac konsternacje... "A jaki sok?" "No nie wiem, dowolny, moze pomaranczowy?" Chwila namyslu, dobrze, pomaranczowy bedzie. I Pani wrzuca na ruszt nasze zamowienie, wyhylajac sie jednoczesnie na ulice i wolajac do stoiska naprzeciwko "wez no mi sok pomaranczowy jeden sprzedaj!". Klient nasz Pan. W kontrascie do "nie ma. A co jest? Ja jestem" :)
W tle slychac odglosy przechodzacej reprezentacyjna ulica demonstracji.
Spacer w kierunku parku Alameda. Po drodze zahaczamy o kawiarnie - przemila wlascicielka, choc jej wstyd, to sie przyznaje, ze pamieta/zna po polsku tylko jedno slowo - k...a :) Pani przeprasza, smiejemy sie, udaje sie tez wydobyc z odmetow pamieci "na zdrowie". Wojtek jezdzi w te i z powrotem po ruchomych schodach przy kawiarni.

Museo Templo Mayor. Wielka piramida zniszczona przez Cortesa, na skraju jej ruin wytyczono zócalo oraz katedrę. Jak większość tutaj, piramida ma warstwy - najnowsze zmiótł z powierzchni ziemi Cortes, do najstarszych dokopali się archeolodzy. Można obejrzeć druga wersje piramidy (pod spodem kryje się pierwsza), pozostałości 3 i 4. Siódmą podziwiał tylko Hernan. Obok muzeum, które kryje odkopaliska z okolic wielkiej piramidy oraz inne zbiory. Przykro, ze i tu, tak jak w większości muzeów tutaj, większość eksponatów ma podpisy tylko po hiszpańsku. Nagrania audioguide'a mało wnoszą.
A wiec - drogi wykładowco na anglistyce, który to czytasz... Nie masz pomysłu na projekt dla studentów? Podpowiadam - wielu polskim muzeom na pewno przydałyby się podpisy w języku lengłydż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz