niedziela, 4 marca 2012

Mitla - czyli lepszy koniec slabo zaczetego dnia

Mitla ma całkiem przyjemne ruiny, można było pobiegać po komnatach pałacu z pięknymi kamiennymi... Eee... Jak to jest po polsku? Stiuki? Freski? Zobaczcie sami:

Wczesniej trzeba bylo oczywiscie wejsc na piramide (po niemilosiernie stromych schodach)


















Udało się też wczołgać do grobowca (my się wczołgiwaliśmy, młody po prostu zgrabnie się pochylił).


Był kawałek przestrzeni do pobiegania, był niezły wiatr (oj, zwiewało nam czapkę), a na koniec były serwety w niezłych cenach :) Ponieważ wcześniej obadaliśmy ceny daleko od ruin, wiec byliśmy dobrze przygotowani do negocjacji, a ponadto honorowo mogliśmy odchodzić od stoisk gdzie na wejściu cena była dwukrotna.


Uwaga techniczna: do Mitli pojechaliśmy najedzeni, więc mało na to zwracalam uwagi, ale chyba raczej niewiele bylo tam miejsc gdzie mozna cos zjesc. A autobusy odjeżdżają do Oaxaca bardzo często, trzeba po prostu iść na przystanek i czekać na autobus albo zapakować się w kilka osób do taksówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz