sobota, 10 marca 2012

Koniec plażowania!

Po prawie 3 dobach na plazy osiagnelismy kraniec swoich mozliwosci i powiedzielismy sobie dosc. Tym bardziej, ze Montezuma mi odpuscil na tyle, zeby zaryzykowac podroz, kasa sie skonczyla a bankomatu w Mazunte brak (ale po przeszukaniu kieszeni udalo nam sie kupic jeszcze jedną piekna narzute na lozko, ktora planujemy wykorzystac inaczej :)
Tak wiec podsumowujac nasz pobyt: dwie noce w autobusach aby spedzic dwie noce pod palmami - bylo warto! (Choc bilet na autobus drozszy niz hotel).
Wojtek sie wyplazowal, pouciekal przed falami, poogladal palmy, nie spalil. Ja w pieknych okolicznosciach przyrody lizalam rany po classes de la cocina. Tylko maz z lekka nie w sosie - zona chora, dziecko chce do wody/pic/biegac/plywac/uciekac/czytac/krecika/jesce, jesce! Rozumiem go.
Dojechalismy do Pochutla (ufff... Nareszcie bankomat, nareszcie pieniadze), kupilismy bilety (niestety, 3 ostatnie... Na najgorsze siedzenia... Mimo, że bilety kupujemy około 17tej na 22gą), poszlismy jesc, po drodze spotkawszy dmuchany zamek (ciekawe dla Wojtka) i drogi krzyzowe z okazji przedwielkanocnego piatku (raczej dla rodzicow). Zafascynowana, podazylam za nimi do kosciola - prawie kazda kobieta ma cos purpurowego. Bluzke, chuste, spodnice (jedna okulary...), a jesli nie w ubiorze, to w reku - kwiaty zywe lub z krepiny, naczepione na zywe galazki.
I do tego muza "koscielne disco" oszalamiajaca nieco... kogos nie obeznanego. Nagralam, zobaczymy, moze uda sie wrzucic.
Nie dopychalam sie do poczatku kosciola, wiec nie wiem, czy byla na zywo, ale nie podejrzewam...

 Droga powrotna ciężka dla chlopakow (ja upchalam sie kolo jakiegos wielkiego indianina (nie, nie wiem, skad sie tacy biora), i nawet gdyby chcialo mna rzucac, to nie mialo gdzie. Ale chlopakow przetrzepalo. W Oaxaca sniadanie i dalej w droge - juz o 9 jestesmy w kolejnym autobusie do Puebla.



Po drodze krajobrazy olsniewajace. Góry tak piękne, że pewnie warto przyjechać tu tylko dla nich (choć nie wiem, jak jest z ich dostępnością i bazą noclegową). Nie wiem, jakim cudem przespaliśmy je jadąc w drugą stronę... W każdym razie jeśli będziecie mieli wybór, to na tej trasie warto mieć miejsca z widokiem na lewą stronę (za kierowcą), bo tam właśnie są widoki.




I jestesmy w Puebla. W "oh, jak cudownie wielkim pokoju po naszej klaustrofobicznej kabanie" jak stwierdzil maz (choc ja nie uwazam jej za klaustrofobiczna, ale raczej urocza). Ale pokoj jest rzeczywiscie ekstra, cena ekstra (za 380 peso dostalismy bardzo ladna dwojke z lazienka w ktorej gratis jest dodatkowe lozko). Jedyne minusy, to ze internet kiepski, i sasiedzi za sciana telewizoruja... No ale po trzech dniach bez internetu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz