wtorek, 6 marca 2012

Clase de la cocina

Po przebojach z oficjalnymi szkołami gotowania z przewodników zaatakowaliśmy wczoraj obsługę hotelową. Argument, ze jesli znajda sie clases, to zostajemy na nie jeszcze jeden dzien podzialal na obsluge "amerykanizujaco" i znalazly sie dla mnie zajecia. Really DLA MNIE bo nie bylo dla nich nikogo innego (za 700 pesosow, czyli cena standardowa raczej). Najpierw wizyta na targu. Dosc przyjemnym, bo malo turystycznym i malo zatloczonym. Z ciekawostek - awokado (aguacate) nalezy kupowac "na macanie", nic innego nie pomoze. Liscie awokado pachna bardzo swiezo, troche podobnie do miety, i suszone sluza jako przyprawa (probowalam frijoles z nimi pod koniec dnia i jest to dosc wyrazny smak). Kupilam suszone mole coloradito, wiec strzezcie sie po powrocie... Zerknelam na proces robienia i kupowania czekolady. Kupilam Wojtkowi cudny sweter :) Zostalam nazwana zajetym stolem :) przez stara indianke, ktora probowala mnie swatac z moim "przewodnikiem", ale gdy ten jej wyjasnil, ze mam meza zostalam "la mesa ocupada" :) Tlayudas, duza wersja tortilli robiona jest z tej samej masy, ale grubszej, wiec dluzej sie piecze.  I to tlayudas daje sie po uprazeniu w tluszczu do zupy azteckiej. Tyle ciekawostek z marketu.

Nastepny etap zajec to wizyta w domu mamy mojego przewodnika (mimo jego zapewnien, ze zajecia sa z nim :) sa z nim, bo on tlumaczy, co mowi mama, i on robi, co ona mu kaze :) ale i tak jest fajnie. Sa dosc elastyczni, z zaproponowanego menu wyrzucamy guacamole (bo umiem), nie chce tez salsa roja (zrobiona przeze mnie w domu smakowala fantastycznie... Choc nie wiem, jak ją powtorzyc), i staje na salsa verde. Do tego estufado (gulasz??? Ang. Stew), zupa astecka oraz robienie tortilli.
Tak wiec kolejny krok to wizyta w "warsztacie" robiacym tortille.  Pozwolili mi zrobic kilka (to znaczy zgniesc praska, odkleic i wrzucic na comal). Przy okazji zorientowalam sie, ze proces przygotowania orginalny zupelnie nie da sie odtworzyc w Pl (a przynajmniej nie bez duzych inwestycji). Tortilla robi sie tak:
- ziarna kukurydzy (dosc duze jak na moje oko, moze to specjalna odmiana) zaparza sie jakos wapnem - ma to otworzy ziarna a takze zapobiec bolowi brzucha - zaparzone ziarna niesie sie do mlyna (mokre) i wychodzi z niego z masa - i dalej tak jak sobie wyobrazalam - masa na prase, z prasy na comal. Technika "na prasie" - po sprasowaniu wewnatrz folii, gorna folie odklejamy, kladziemy z powrotem, przekrecamy tortille, odklejamy druga folie, dopiero potem odklejamy tortille od tej, ktora zostala na dole, i na comal. Ufff.... P.S. Na clases poja kranowka... W polowie posilku sie zreflektowalam... A nastepnego dnia bylam pewna...

...i po nalaniu
Zupa aztecka "przed nalaniem"...



1 komentarz:

  1. Na wypadek wlasnej sklerozy, oraz gdyby ktos inny potrzzebowal - mole gotuje sie okolo godziny, dodajac rosolu w proporcji 2:1 (rosolu do mole - masowo (na kg).

    OdpowiedzUsuń