- Wojtek, jedziemy jutro do domu, do Warszawy. Ale nie jedziemy od razu. Najpierw polecimy samolotem do Krakowa, tam pójdziemy na spacer, i dopiero następnym samolotem polecimy do domu, do Warszawy.
- Tak, Basia [=najlepsza koleżanka z klubiku malucha] była w Krakowie (wow, moje dziecko wie co to Kraków, słyszało o nim i to nie ode mnie...)
- To super. To my też będziemy w Krakowie, jak Basia
- Basia była w Krakowie. I widziała smoka.
No tak. Wiadomo, że najlepszymi wskazówkami do podróży są recenzje znajomych. Jak widać - od najmłodszych lat. Tak oto dowiedzieliśmy się, na czym spędzimy przesiadkę. W międzyczasie jeszcze niezawodny kolega z Krakowa znalazł nam knajpę dziecięcą w centrum, w której mogliśmy zjeść obiad i się wyhasać, i już byliśmy ustawieni.
Ach, Kraków lotnisko lokalne - ale warto nie czekać zbyt długo przed odprawą, gdyż "w gejcie" jest kawałek kącika dla najmłodszych. (my chcieliśmy być cwani, i dłużej pobyć na większej przestrzeni, a okazało się, ze lepsze zajęcie jest za gejtem)
Wojtek zaskoczył nas podczas tego dnia tylko raz, wsiadłszy w Paryżu powtórzył swój wyczyn zapinania pasów z drogi w tę stronę, tylko jeszcze szybciej (na szczęście matka była jeszcze szybsza, i jak tylko zorientowała się, że dziecko próbuje sobie szybko pasy spod pupy wyciągnąć to włączyła nagrywanie, bo szczęśliwie właśnie miała telefon w ręku żeby go wyłączyć)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz