poniedziałek, 5 marca 2012

Monte Alban

Dzisiejszym dniem zawladnal Wojtek, za co jestem mu niezmiernie wdzieczna. Sniadanie nam sie troche przedluzylo, bo dzwonilam do szkol gotowania aby zapisac sie na kurs (btw, chyba dosc dobrze sie wczuwam w te kulture, bo jak mi opowiadano o oddzwonieniu/zamailowaniu z info, czy jutro odbywa sie kurs to nic a nic w to nie wierzylam, i sie nie zawiodlam :). Kolo 10 bylismy jeszcze w pokoju, a Wojtek uznal, ze chce znow spac. Niewiele myslac uznalam, ze jest to swietny pomysl na wakacje, a poza tym i tak dotarlibysmy do Monte Alban akurat w poludnie, wiec po co sie meczyc. Tak wiec Wojtas i ja wyladowalismy w objeciach Morfeusza, a Lukasz zostal zadziwiony, jak mozna tak marnowac czas...
Po pobudce jazda taksowka do autobusu, droga do Monte Alban, na miejscu zatrudnilismy Pania Przewodnik, i dawaj zwiedzac.
Monte Alban jest troche podobne do Tikal w Guatemali w tym sensie, ze patrzac na nie latwo sobie wyobrazic ludzi, ktorzy tu mieszkali, robili interesy, gdzie chodzili na zakupy etc. To daje fajne wrazenie deptania po tych samych sciezkach.
Bardzo pozytywnie zaskoczylo mnie boisko do pelote, ktore jest dosc duze (podobno trzecie najwieksze, ale przy najwiekszym w ChichenItza wyglada jak Orlik przy stadionie narodowym). Tutaj sciany sa skosne, nie ma obreczy (jedna teoria mowi, ze byly drewniane i nie przetrwaly, druga - ze gra ewoluowala, i to boisko jako starsze mialo po prostu inne zasady, bez "kosza"). Nie zabijano tez graczy po meczu jak u sasiadow.
Muzeum Monte Alban - "to czaszka"




Po powrocie soczki na targu, zabawa na Zocalo Wojtka z poznanym dwuletnim Dominikiem (chyba...), a potem łamiemy swoje zwyczaje jedzenia na ulicy i idziemy do Casa de mi Abuela na danie z mole (a dokładniej mole negro, oaxanczycy maja ich bowiem 5). Mole mnie nie zaskoczyło, potwierdziło tylko moje podejrzenia, ze nie jest tym, co mnie w kuchni meksykańskiej kreci. Chociaż w przeciwieństwie do mole próbowanego w Warszawie to było zjadliwe, a może nawet dobre. Mimo braku sezonu skusiliśmy się też jednak na świerszcze (z cebulka) na przystawkę - propozycja podania: na tortille, polać sokiem z limonki, do tego guacamole, zawijamy i mniam. No i bez przesady z tym mniam... Chyba jednak trzeba spróbować świeżych...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz