środa, 7 marca 2012

Diabelski mlyn

Aby dojechac z Oaxaca nad ocean (Pacyfik) do znanych miejscowosci takich jak Puerto Escondido (raj serferow), Puerto Angel, Mazunte, Zipolite (chyba znow serferzy) nalezy dojechac autobusem nocnym do miejscowosci Pochutla i stamtad zlapac collectivo lub taksowke dalej (dystans do 20 km). Przewodniki mowia, ze sa dwie mozliwe trasy do Pochutla - "na przelaj" gorszym lokalnym autobusem, trwa 6h, i naokolo, lepszym, 8,5-9h. I ze trasa na przelaj nie jest polecana osobom z choroba lokomocyjna.
Uznalismy, ze jedziemy noca, wiec 9h to optimum aby sie przespac. Nie trafilismy tez na mozliwosc zakupu tych 6cio godzinnych autobusow - prawdopodobnie byly na lokalnym dworcu na poludniu miasta, daleko od nas. I dzieki bogu. Ani droga w Meksyku do SanCristobal, ani drogi Czarnej Gory, ani nic innego co do tej pory mialam w glowie jako "ostre gorskie trasy" nie moze sie rownac z przezyciem dzisiejszej nocy. Ja, ktora mam w zwyczaju zasypiac w chwili ruszenia autobusu i budzic sie jak dojedzie na miejsce budzilam sie co chwila walczac z narastajacymi PRZEZ SEN nudnosciami, lub z tym ze przerzucilo mnie na druga strone fotela. To samo Wojtek, ktory okazal sie w tej podrozy twardym zawodnikiem komunikacyjnym (wie juz - autobus = spac) budzil sie co jakis czas, chyba tez z nudnosciami. Gora, dol, lewo prawo, dol, dol... Gora lewo bardziej lewo, dol... Moze pomylkowo dokonalismy zakupu biletow na diabelski mlyn... A ten 6-ciogodzinny powinni zapisac do ksiegi guinessa jako najwiekszy diabelski mlyn na swiecie. Tylko dlaczego nikt nie piszczal z radosci a jedynie pojekiwal cichutko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz