piątek, 2 marca 2012

Mexico City - poczatek

Plan na dzień rekonwalescencji "poprzelotowej" - zaszyć się w parku Chapultepec i dogorywać, a jeśli znajdziemy w sobie odrobine energii zahaczyć o muzeum archeologiczne.
Odebraliśmy z Samuelem syna ze szkoły i odprowadzili nas na przystanek. Kierowca trochę marudził jak zobaczył wózek, ale jak go złożyliśmy to jakoś przeszło. A propos szkoły - widzę kolo Samuela dwóch chłopców, jeden podaje mu ciepłą bluzę, drugi obok stoi w swetrze. Pytam, czy w szkole jest aż taka klimatyzacja, że dzieci muszą chodzić w swetrach? "Nie, mój syn ma ze sobą bluzę bo rankiem jest chłodnawo raczej, a ten obok ma sweter, bo jest Meksykaninem". I ta prawda towarzyszyć nam będzie przez większość wyjazdu - wydaje Ci się, że jest gorąco, pocisz się, zgodnie z zaleceniami pijesz dużo wody? Stojący obok Meksykanin w dwóch swetrach przypomni Ci, że jest jeszcze zima. A że kalendarz trzyma jego stronę, więc nie ma się co spierać, tylko zrobić sobie mentalną notatkę, na wypadek, gdyby kiedyś przyszedł do głowy głupi pomysł przyjechania tu w lecie.

Wchodząc do Chapultepec od strony Polanco, a dokładniej od strony ambasady, bodajże kanadyjskiej, łatwo spotkać plac zabaw, na którym spędziliśmy trochę czasu (trzeba tylko pomylić muzea, i nie kierować się od razu na Archeologiczne a trochę bardziej w głąb parku). Od mniej więcej 12-13 jest tam sporo dzieci, gdyż, jak powiedział nam Samuel, "szkoła kończy się wcześnie, aby dzieci mogły potem uczestniczyć w <zajęciach pozalekcyjnych>".


Muzeum archeo jest duże, obeszliśmy z 1/3 sal archeo, i w ogóle nie zajrzeliśmy na piętro, gdzie są sale etno. Next tajm. Ale zdecydowanie warto, sale są podzielone obszarami, więc to fajny początek wizyty w jakiejś części Meksyku (my na dłuższą chwilę przykleiliśmy się do sali Oaxaca). Nie braliśmy przewodnika, ale chyba warto to zrobić, muzeum jest ogromne, i na pewno wiele ciekawego można od przewodnika usłyszeć.


A po drodze załapaliśmy się na pierwsze meksykańskie jedzenie z ulicy - zaskoczenie - guacamole z Mexico City, w przeciwieństwie do znanego nam wcześniej z Jukatanu i Chiapas jest ostre. Późniejsze doświadczenia potwierdzą - taka specyfika kuchni lokalnej (choć nie  Wojtek wciągnął porcję ryżu, która jak się później okaże będzie stanowiła podstawę jego diety na najbliższy czas...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz